sobota, 3 lipca 2010

Żyję:)

Żyję. I gdyby nie gorąco, to całkiem nienajgorzej. Miałam trochę spraw do załatwienia, na chleb też musiałam zarobić, więc moja aktywność netowa sprowadzała się właściwie do twittera i nk.
 Moja Anka czuje się już dobrze. Schudła z 10kg, jest bladosina ale jest ok. Jej największym nieszczęściem jest fakt, że nie pojedzie na obóz konny. Zresztą nigdzie jej nie puszczę. Jest słaba i taka jakaś bylejaka:), aczkolwiek pyskuje jak zawsze. Dostała się do liceum, do klasy którą sobie wybrała, mamy spokój ze szkołą na najbliższe 3 lata.  Muszę się pochwalić. Dostała robotę. Ma zrobić ilustracje do książki. Do normalnej książki dla dorosłych. Jak dla mnie to megaosiągnięcie dla nastolatki.
 Żyłam kampanią wyborczą, byłam nawet w Warszawie, na Agrykoli. Żałuję, że nie zdążyłam wczoraj, przed ciszą wyborczą czegoś napisać, bo emocje rosną. Ale po wyborach napiszę, bo muszę i juś:).Wniosek jest jeden. Myślę, że powinnam za te pięć lat startować na prezydenta:) Stwierdzam, że poziom męskiej dyplomacji, zdolności do dialogu, słuchania i czytania ze zrozumieniem – jest znikomy! Tam baby trzeba!!!
 Póki co, pójdę jutro uspokoić moje sumienie a także spełnić swój obywatelski obowiązek…
 Od ostatniego wpisu nic nie uszyłam i nie wydziergałam! Mam tylko dwie rzeczy czekające na wykończenie. Szafkę z kartonu, która wymaga pomalowania i długą sierotę, którą muszę odziać. I szczerze mówiąc – nie chce mi się. Jak pomyślę, że mam rozkładać maszynę, szukać nożyczek, nici, robić miejsce na blacie… Może wieczorem włączę jakiś film i samo się uszyje.

Zresztą nic mi się ostatnio nie chce. Mam zapchaną skrzynkę mailową (to akurat miłe, dzięki Babeczki:)), boję się włączyć komunikator, w akwarium więcej rybek niż wody, megastertę szmat do prasowania i ogólny burdel. A już najgorsza z tego wszystkiego jest  ogromna sterta dokumentów do przeglądnięcia i posegregowania. Ona mnie dobija. Co na nią popatrzę, to mam ochotę sznura szukać.
 Przesilenie letnie chyba…